niedziela, 16 grudnia 2012

Niedziela będzie dla nas

Piątek - dzień w którym  mama esz udaje się do świątyni nauki.
Trzeba przygotować wykład, a Córka oświadcza, że nie opuści mnie na krok, babcia się spóźnia, Męża i Taty jeszcze nie ma. Zaczynam robić głębsze oddechy.
O matko, a obiad! Córka nadal nie zmienia frontu! Gotujemy razem (chusta nadal rządzi). Córka zasypia (według przyzwyczajeń Ani można regulować zegary). Prezentacja zrobiona, laptop spakowany, ba nawet dwie prace semestralne sprawdzone.
Babcia przychodzi a ja staję się policjantem:  nie dawaj czekolady, Ania nie może jeść zupy ze śmietaną (nie przesadzajcie  śmietana to nie mleko). Albo wyjdę z domu albo skończę z hiperwentylacją.
Ubieram się bardzo szybko,  by nie zauważyła.Ostatnie  spojrzenie w lustro, już witam się z gąską.
I słyszę: zobaczmy dokąd poszła mama - ręce opadają. Ania płacze, uderza w drzwi. Muszę  iść... (Sama tego chciałaś, tłucze  się po głowie). Wracam o 21.00
Sobota, 6 rano zbieram książki, laptop i znowu ruszam ku chwale nauki! W sobotę jest bezpieczniej, Adam jest w domu. Wiem, że będzie im razem dobrze.
Wracam późnym wieczorem i śpiewam
ALE ZA TO NIEDZIELA, ALE ZA TO NIEDZIELA, NIEDZIELA BĘDZIE DLA NAS.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Bijemy głowami o mur biurokracji razem solidarnie, po małżeńsku.
Terminy gonią, wydziały lokalowe (jak to dziwnie brzmi) i geodeci mają dziwne pojęcie "o zmianie przestrzennego zagospodarowanie miasta", bo chyba nie wiedzą, że pod numerem 13 mieszkają ludzie a nie punkty do rozlokowania.
Jak ukryć przed tą Małą Dziewczynką zmartwienia? No do...  jak?


czwartek, 15 listopada 2012

Przeżyłam niezliczone ilości wizyt u okulistów w moim, już prawie trzydziestoletnim, życiu. Znosiłam do rozpadu kilkanaście par okularów (rodzice z przekąsem twierdzą, że w niemowlęctwie i przedszkolu zaliczyłam kilkaset ;). Przeżyłam pierwsze kroki Męża jako okularnika, a nie były to łatwe chwile ;).
"Przeżyłam" to duże nadużycie, przecież ja te moje bryle bardzo lubię, ale, ale ...
wizja wady wzroku u Ani przeraża.
Po dzisiejszej okulistycznej wizycie (nie pierwszej w życiu Córki) rozważamy wszystkie za i przeciw i dalej trudno podjąć decyzję.
Szkoda, że nie możemy poznać zdania Ani w tej sprawie.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Jak październik, to zmiany

Najpierw ktoś oświadczył, że z przyjemnością mnie zatrudni.
Przeglądając program nauczania obchodziliśmy TRZECIĄ rocznicę.
Jak wyszłam z pierwszego szoku, wręczono mi identyfikator z napisem wykładowca i wskazano salę.
Poszłam, rozgadałam się, przeżyłam.
Identyfikatora nie noszę ;), ku rozpaczy pani sekretarki.
Ania październik  przywitała chorobą i tak jest do dzisiaj, tylko antybiotyki i choroby się zmieniają.
My siwiejemy.
A potem rozbiliśmy samochód.
A potem (proszę o fanfary, oklaski Panie i Panowie) 

Ania 
poszła!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!



I skończył  się październik :)



poniedziałek, 17 września 2012

Rok nr 1

W rocznicę przybycia do domu  Nowego Człowieka pragnę donieść iż w ubiegłą sobotę tj. 8 września miały miejsce huczne obchody pierwszych urodzin Ani :).

Ania zwana jest przez nas Chrumcikiem, Prosiaczkiem lub Nulcikiem.
Wśród znajomych powstało kilka teorii skąd w Ani tyle radości (potrafi uśmiechać się nawet przez sen).
Jest niesamowicie ruchliwa, przemieszcza się na różne sposoby (ku rozpaczy rodziców), samodzielnie jeszcze nie chodzi (ku ogromnej rozpaczy dziadków).
Za makaron, marchewkę i nektarynki oddałaby każdą zabawkę.
Uspokaja się przy utworach Sławka Uniatowskiego i U2 (moja krew).
Od około 11 miesięcy tworzy przyjacielski związek z Tolą,  widoczną na tym zdjęciu szmacianą biedronką. Związek ten jest oparty na ocieraniu łez, gryzieniu, usypianiu i rzucaniu w rodziców z informacją: już wstałam! Tola musi być i już!
Oglądanie książek to jej pasja (tylko wtedy zastyga dłużej niż 5 minut), posiada nawet już sporą osobistą bibliotekę, kiedy jej się  znudzi korzysta z księgozbioru rodziców.
Nie przepada za spacerami w wózku, ale w chuście z którymkolwiek z rodziców może przemierzyć wiele kilometrów.
Uwielbia wodę, od zielonej wanienki po ogromny basen.

Aaaaa i gada, póki co w polsko podobnym narzeczu.
Mogłabym jeszcze długo wymieniać.
Po prostu jest cudowną  dziewczynką.


12 miesięcy temu była taka malutka:



a teraz:


Ach co to był za rok!

piątek, 31 sierpnia 2012

To Ty siedzisz w domu?

To pytające stwierdzenie słyszę co jakiś czas z ust bliższych lub dalszych znajomych, rodziny. Po czym następuje ubolewanie rozmówcy nad moimi zmarnowanymi latami studiów* (jedna  koleżanka stwierdziła nawet, że ona wiedząc, że będzie miała dzieci nie bawiła się w studiowanie - cieszę się niezmiernie, że miała taka świadomość mają osiemnaście lat ;)) ponoć zmarnowaną karierą (cokolwiek to oznacza) itp.
Kiedyś tłumaczyłam mając irracjonalne poczucie winy. Teraz, po pięciu miesiącach od zakończenia urlopu macierzyńskiego, kiwam tylko głową po której nieznośnie kręci się  odpowiedź:: tak! i niedługo od tego siedzenie dostanę odcisków na .....(części ciała służącej do siedzenia). 
Kiedy myśli o minionych latach stają się bardzo nieznośne przypominam sobie pewien kwietniowy dzień, gdy rano przed komputerem zawalona dokumentacją techniczną (ja na prawdę bardzo lubiłam swoją pracę) robiłam tą bliżej niesprecyzowaną karierę zawodową (bo ja przecież ze wszystkim sobie poradzę co to za problem pracować w ciąży) a za parę godzin leżałam zaprzyjaźniając się z fenoterolem i bojąc się ruszyć nawet ręką, żeby nie stracić tego co najważniejsze.
Liczę do dziesięciu, stu, tysiąca i wracam do swoich spraw. A o mechanicznych zawiłościach dalej opowiadam, ale teraz Córce :).


* jeżeli domowy budżet to wytrzyma mam w planach kolejne :)

piątek, 24 sierpnia 2012

wróciliśmy, żyjemy

z wakacji przywieźliśmy krasnala ogrodowego :)


środa, 8 sierpnia 2012

J E D E N A Ś C I E

Kiedy to minęło? Gdzie podział się mój mały Kurczak?


poniedziałek, 6 sierpnia 2012

co było, gdy mnie tu nie było

Był lipiec, a jak lipiec to zmartwienia. Na szczęście nie TAKIE jak w ubiegłym roku, ale główna ich bohaterka się nie zmieniła. Najpierw była jedna, bardzo niegroźna diagnoza, potem druga uzupełniająca tą pierwszą, a na koniec trzecia, po której zapomnieliśmy gdzie jest zaparkowane nasze auto. Każda z diagnoz poprzedzona była kilkoma wizytami lekarskimi i badaniami (o których lepiej zapomnieć), cud, że panie rejestratorki nie chciały się w końcu na kawę z Adamem umówić (ja bym tak zrobiła), a Ania nie mówi ciociu/ wujku do lekarzy (o wokabularzyku naszej Córki wspomnę kiedy indziej). Po tych wydarzeniach pozostał nam kac, że nie zauważyliśmy, że zapomnieliśmy, że na Anię trzeba bardziej uważać, że tak przyzwyczailiśmy się do normalności.
W między czasie musieliśmy jeszcze ogarnąć drobną kwestię - jak pomieścić w naszym dwupokojowy mieszkaniu osób sześć, w tym ruchliwą ośmiolatkę, niemowlaka z wyraźnym ADHD w częstotliwości przemieszczania i jednego dorosłego wyłącznie niemieckojęzycznego. Było ciekawie (zwłaszcza w kolejkach do łazienki) i mimo wszystkich niedogodności radośnie.
Już jest sierpień, drugi, ostatni miesiąc tegorocznych wakacji,  korzystamy więc:


A już za chwilę, już za momencik wakacyjny wyjazd.

piątek, 29 czerwca 2012

wakacje moi drodzy, po prostu wakacje




To było bardzo urozmaicone 10 miesięcy. Dzięki Tobie w czerwcowy wieczór nadal mogę planować dwa miesiące przygód :).

sobota, 23 czerwca 2012

Nigdy nie musiałam rozważać, czy będziesz dobrym Ojcem.
Dziękuję.

czwartek, 21 czerwca 2012

Czerwiec ach czerwiec

niech się skończy!
Miesiąc pod wezwaniem garnituru, krawata, codziennego prasowania koszul (prasować uwielbiam, ale te ilości...) i niewyspania, bo wszystko miało być na wczoraj.
Maturalny maj był tylko preludium do czerwca.
Jeszcze tylko dwa tygodnie, tylko dwa, tylko...
Dobrze, że ciotka Anka zadbała o naszą regenerację, ale o tym następnym razem.

Jeszcze tylko wspomnę, że maj był pod wezwaniem nie tylko matury, ale również górnych i dolnych dwójek. Ach co to były za nocne koncerty! Cud, że sąsiedzi pracowników MOPSu na nie nie zaprosili.

piątek, 8 czerwca 2012

9

We wrześniu na blogu pojawiło się zdjęcie dziewięciodniowej Ani, która po raz pierwszy spoczęła we własnym łożu (zwanym przez rodziców po dzień dzisiejszy terrarium). Do tej pory wzrusza mnie to zdjęcie, te malutkie skarpetki, które były długości jej nogi.
A oto poranna panna Anna dziewięciomiesięczna:

środa, 6 czerwca 2012

Czasem mam trochę dość i policzę do 100.
Czasem mam dość i warknę, że nie tak miało być.
Czasem mam tak bardzo dość, że naciskam zieloną słuchawkę i powiem (wypłaczę) prawdę.
I jest mi lżej.
Przyjacielem się nie bywa, przyjacielem się jest.
Warto było, po raz kolejny,  o tym się przekonać.

wtorek, 29 maja 2012

Wygrałam kolejną bitwę. Z sobą.
O basen kolejny.
Bo tak ciężko po ponad roku włożyć kostium, gdy młodą zwiewną gazelą się już nie jest.
Apogeum narzekania było w ubiegłym tygodniu :)
Nie miałam zbyt wiele czasu na skupienie się na własnym wyglądzie. Priorytetem było: powstrzymać Anię przed wypiciem całej wody z basenu  :).
Ona basen uwielbia. Ja uwielbiam Ją:



W tym przypadku kompromisem będzie, gdy w przyszły wtorek nie wykopię już wojennego topora.

wtorek, 22 maja 2012

29 lat

Skończyłam i świętowaliśmy hucznie.
We troje.
W tym roku też były herbaciane róże :)
Prezent, na szczęście, tym razem nadciągnął z Polski :))))) Uwielbiam niespodzianki Adama.
Kuriera DHL też.
Córka szalała z wiekową matką w basenie, spożyła wraz z nami obiad w restauracji (sialiśmy zgorszenie)
I przywitała nas ot tak po prostu stojąc o własnych siłach w łóżku (oj się będzie działo).






sobota, 12 maja 2012

Jak tylko znikamy na dłużej z domu sąsiedzi i/lub krasnoludki podrzucają nam:
a) brudne naczynia po przynajmniej 10 osobowej rodzinie
b) ubrania do prania na 20 pralek
c) i te 20 pralek potem do wyprasowania (tylko dlaczego większość sąsiadów posiada dzieci z rozm. 74 i męża lubiącego koszule).
 Paskudne sąsiedztwo, aż strach wyjść na spacer, bo kurz na meble jeszcze dorzucą.

wtorek, 8 maja 2012

Ogarniamy nowe

choć doskonale nam znane.
Odwiedzać a zostać na stałe - ogromna różnica.
Z niedowierzaniem oglądam nowy dowód osobisty Męża.
Przeprowadzkę pod wezwaniem JANA Niezbędnego zakończyliśmy 2 maja.
Poznajemy zalety i wady starego budownictwa.
Nowe ma już nazwę. Kotłownia. Już się przyjęła wśród znajomych.
Ja proponowałam oborę lub wysypisko, ale nie zostałam poparta.
I najważniejsze,  dzisiaj 0SIEM miesięcy minęło

środa, 25 kwietnia 2012

przeprowadzkę czas zacząć

Ja pakuję, On pakuje, Ono pakujemy. Ja smutna, On smutny, Ono smutne

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Najpierw chciałam zostać fizykiem. Już zobaczyłam się na liście przyjętych, ale też widniałam na innej. Zostałam przekonana, bo ten kierunek był lepszy według rodziców. Tak strasznie żałowałam tej fizyki, tych marzeń o laboratorium, tych obliczeń ;). A potem, na pierwszym roku, tłumaczyłam zawiłości praw fizyki zarabiając i nie tylko ;). Im dalej w las z wykładami to korepetytant o pięknych brązowych oczach miał co raz więcej problemów (nawet z przekształcaniem wzorów - bardzo podejrzane), co by było prościej i taniej z dojazdem na korepetycje student postanowił zostać moim Mężem.
Spóźniłam się na seminarium inżynierskie z dziedziny matematyki u wymarzonego dr R. i podziękował mi za współpracę. Były wolne dwa miejsca tylko u prof. G. Do jego gabinetu wbiegłam przedostatnia i zostałam zmuszona (ku mojemu wielkiemu niezadowoleniu) do napisania referatu z tlenioną blondynką, która wbiegła jako ostatnia (ach co to były za czasy, ja miałam włosy ścięte na 10 mm), która patrząc na mnie z góry rzuciła: Anka jestem. I zyskałam najlepszego przyjaciela, a w 2011 roku, Mąż na pytanie urzędniczki o imię Córki z dumą odpowiedział: Anna, bo przecież tak musiało być!
Wiosną ubiegłego roku wczesnym rankiem pielęgniarka zapytała się mnie czy nie mam nic przeciwko towarzystwu jeszcze jednej pacjentki w tym samym tygodniu ciąży co ja. Skoro i tak miałam wyjść tego dnia do domu to zgodziłam się. Pomimo ostrej wymiany zdań z lekarzem zostałam z nową pacjentką na dłużej a wczoraj zostałam matką chrzestną Mileny, jej Córki.
Wczoraj, późnym wieczorem, z mamą Mileny delektując się czerwonym półwytrawnym usłyszałam: pamiętam jaka byłaś zła, że musisz zostać dłużej w szpitalu.
Tak, ja też. A kiedyś chciałam zostać fizykiem doświadczalnym - odpowiedziałam patrząc jak Adam z Anią na rękach tańczy tango i polkę jednocześnie do muzyki z telewizora.
Wyczystko dzieje się po coś. Mam nadzieję. Zabieram się do pisania pierwszego od ponad czterech lat CV, bo wiem, że nie doczekam chwili aż pewien człowiek uświadomi sobie, że wiedza i umiejętności nie uciekają z głowy, którą ponoć mleko zalało, wraz z pojawieniem się nowego człowieka.

sobota, 7 kwietnia 2012

WESOŁYCH ŚWIĄT
ŻYCZĄ

sobota, 31 marca 2012

Świąteczne porządki

Jak wszyscy, to wszyscy

środa, 28 marca 2012

Miało być z Sąsiadką w tle, to będzie

Póki co, mieszkamy na osiedlu, gdzie widok kobiet/mężczyzn biegających z wózkami, b za rowerkami z potomstwem, uciekającymi kilkulatkami nikogo nie dziwi, prawie nikt nie zwraca też uwagi na balkonowe suszarki uginające się pod pieluchami, dziecięcymi ubrankami, czy pościelą. No właśnie, prawie nikt. W okolicach ubiegłorocznych wakacji kiedy przebywałam w jedynej słusznej pozycji horyzontalnej Mąż przed wyjściem do pracy rozwiesił pranie. Został wcześniej przeszkolony na temat segregacji - co do suszarni, do łazienki, a co może schnąć za oknem i pachnieć wiatrem ;). Rozwiesił i pojechał. Po pewnym czasie od obserwacji sufitu oderwał mnie dzwonek do drzwi.
- Mamy taką piękną suszarnię, a państwo bieliznę suszą za oknem. Wszyscy coś wywieszają, a na to dzieci patrzą. Pan X (padło jeszcze mi wtedy nieznane nazwisko osoby odpowiedzialnej za wszelakie dziwne nakazy i zakazy w budynku) powinien wnieść o jakieś zarządzenie.
Wyjaśniłam Sąsiadce, że niestety nie naprawię naszego błędu wcześniej niż o 16.00 i to rękami Męża i pożegnałam się.
Wystraszona, jakie osobiste fragmenty mojej garderoby podziwiają od rana sąsiedzi, wyjrzałam za okno. Hmm rzeczywiście całe mnóstwo rozwieszonej bielizny, ale POŚCIELOWEJ.
Tak poznałam moją pierwszą osobistą, wszechwiedzącą, ciekawską do granic możliwości Sąsiadkę.
W minioną sobotę Mąż rozwiesił firanki i wrócił ucieszony do mieszkania.
- No to teraz będzie prawdziwe zgorszenie. Najpierw wywieszaliśmy pościel a teraz te firanki za którymi nie wiadomo jakie bezeceństwa się dzieją.



Pierwsza część posta została napisana prawie rok temu (zapomniałam, byłam wtedy taaaaaaaka zajęta) i niechcący odnaleziona podczas wiosennych porządków na pulpicie. Bieżące sprawy może innym razem?

środa, 14 marca 2012

6 miesięcy i 6 dni

Nie chciałam być już w takiej sytuacji. Było mi dobrze za moim biurkiem, z moimi papierzyskami. To zachciało się.
A teraz czekają mnie rozmowy kwalifikacyjne, jakieś konkursy, etapy, cv, listy motywacyjne. Zachciało się, to teraz mam.

A teraz niech mi ktoś wytłumaczy o co chodzi z tym urlopem wychowawczym, czy jak ostatnio się dowiedziałam "siedzeniem" w domu z dzieckiem ;).
Kiedy w styczniu, podczas mojego wychodnego na kawę z Ciotką Anką, Mąż lansował się z wózkiem po osiedlowych alejkach zaczepiła go nasza WSZYSTKOWIEDZĄCA sąsiadka mama ślicznej 1,5 rocznej dziewczynki. Po pierwszych grzecznościach przeszła od razu do wyjaśnienia kwestii mojej nieobecności przy tymże wózku. Po wyjaśnieniu, że przyzwyczajamy Anię stopniowo do mojej nieobecności, bo za parę tygodni wracam do pracy wypaliła: i co tak dziecko samo zostanie na pastwę losu, ale skoro żona pracę woli.
Taaa. Bo przecież zostawię Córkę w łóżeczku i wyjmę po 8 godzinach. No może jeszcze zostawię jej kilka pieluch na zmianę i butelek mleka, a poza tym do pracy to wszyscy tak dla przyjemności chodzą.
Sąsiadka przez pewien czas przestała mówić mi dzień dobry ;).
Nadszedł marzec. Wtorkowy poranek, ta sama sąsiadka, ale operatorem wózka jestem ja.
"Pani jeszcze nie w pracy" - zaczęła od razu bez wstępu. Krótko wyjaśniłam, że najbliższe tygodnie spędzę z Anią. "To stać Państwa na taki luksus?" - pokręciła głową nad wózkiem.
Wracam do pracy źle, nie wracam też źle.
Popołudniu miałam nieszczęście spotkać tę samą sąsiadkę i dostać reprymendę w kwestii żywienia Córki, ale o tym może innym razem. Wytrzymacie jeszcze jedną opowieść o sąsiadce?

wtorek, 6 marca 2012

Wizyta zaliczona. Córka wzorowo skopała lekarza (dosłownie), pokazała umiejętności odpowiednie dla swojego wieku (te hałaśliwe także) aż wszystkim w gabinecie szczęki opadły co najmniej do kolan, dała się ubóstwiać przez ryżego sześciolatka odwzajemniając się mnóstwem uśmiechów, była całkowicie odporna na zaczepki ze strony mamy amanta.
U schyłku szóstego miesiąca życia Córka "dogoniła" rówieśników.
Amnestia na co miesięczne badania ogłoszona :).
Jeszcze tylko za tygodni trzy lekarz zwracający się do Ani "mój ty wielki mądry człowieku" przybije pieczątkę i pewien nieciekawy rozdział zamyka się za nami z trzaskiem. Oklaski dla Ani proszę.
Za kciuki bardzo dziękuję :)

A teraz z serii "kocham kolejki do lekarza".
Nadal nie wstąpiliśmy do klubu "Które dziecko ma więcej wałeczków" i pytań: śliczna dziewczynko pewnie niedługo trzy miesiące skończysz? lub obowiązkowe ile waży, ważyła (jak w kolejce w sklepie mięsnym) udawaliśmy bardzo niekulturalnie,że nie słyszymy - kolorowe rybki były ciekawsze.

czwartek, 1 marca 2012

Odkąd w naszym życiu pojawił się Kurczak w pisaniu posta bardzo pomocny okazał się edytor tekstu ;) Bo nigdy nie wiadomo co ptaszek knuje.*
Ale ja nie o tym miałam.
Zaczęło się w styczniu od delikatnej propozycji: może by tak pani na urlop wychowawczy (schemat co będzie Po został omówiony w marcu ubiegłego roku zaraz po przekazaniu radosnej nowiny szefostwu) a potem to przecież z pani wykształceniem każdy pracodawca bla bla bla. Z resztą przecież Pani macierzyński miała skończyć później (no tak, bo to przecież ja decydowałam) termin porodu podała Pani inny (zapomniałam Córkę o plany zapytać). Itd.
Stałam się osobą sprawującą opiekę nad dzieckiem do lat 3.
Życie nam to trochę skomplikowało.
Zagraniczny Brat wyszedł z niemoralną propozycją mieszkaniową z której najprawdopodobniej skorzystamy i na Ciotkę Ankę też można liczyć (jak zawsze).
Póki co daję radę. Jakoś.

Jeżeli KTOŚ ma jutro wolne kciuki to proszę za Anię trzymać. Jutro co miesięczne badanie z okazaniem wyników Kurczaka.

* zaczęłam pisać o 7.30 po wyprawieniu najstarszego członka rodziny do pracy przy filiżance porannej z kofeiną a skończyłam o 17.00 przy poobiedniej bezkofeinowej

poniedziałek, 20 lutego 2012

Lepiej zatrzymać nad klawiaturą dłonie niż później żałować zbyt ostrych słów napisanych pod adresem jeszcze pracodawcy - powtarzałam zawsze gdy bardziej lub mniej świadomie podnosił mi ciśnienie krwi.
Zatrzymam je i konsekwentnie poczekam aż emocje opadną. Choć dzisiaj jest to strasznie trudne.

środa, 8 lutego 2012

Rok temu było -21, musieliśmy odkopać ze śniegu samochód, do wnętrza dostaliśmy się przez bagażnik, stara mazda nie chciała odpalić, droga była tak strasznie śliska. Dotarliśmy na ostatnią chwilę. Zdenerwowana burczałam na Adama i nie mogłam wyczyścić zaparowanych szkieł.
Na ekranie pojawiło się kilka ruszających się kulek tworząc jednego kilkumilimetrowego człowieka i to serce, które przypominało dźwiękiem szczęk blach
- Mała cwaniara - Adamowi uśmiech owinął się dookoła głowy, a mi znów zaparowały szkła.
Ach 8 luty 2011 :)
8 lutego 2012 te kilka kulek skończyło 5 miesięcy, a termometr wskazał -21
Uwierzycie?

piątek, 3 lutego 2012

Córka przebywa w gościnie u Morfeusza tłamsząc podczas odwiedzin głowę szmacianej biedronki Toli, Mąż udał się na nocne szaleństwo, bo przecież już za 100 dni matura, a ja przy Ince karmelowej przepadłam w okupowanej Warszawie. Do rana powinniśmy wrócić do dolnośląskiej arktycznej krainy. Prawdopodobnie.

wtorek, 31 stycznia 2012

Sto lat dla Anny

ale nie Tej odsypiającej obecnie nocne harce.
Wszystkiego, co najlepsze dla Tej już dorosłej NajCioteczki i Przyjaciela.


* Jak co roku Twój dzień jest mroźny :)).
** W tym roku nie pójdziemy do lasu na ognisko w śniegu. Czyżby starość nadciągała?

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Dosyć marudzenia i smutku. Trzeba korzystać z ferii nim dopadnie nas szkolna codzienność.
Imprezujemy :) we trójkę, kiedy akurt nie sypie i nie wieje, siejąc czasem zgorszenie publiczne ;) najczęściej tam gdzie podają najlepsze bezkofeinowe latte.


piątek, 20 stycznia 2012

gdyby babcia miała wąsy...

Znacie pewnie takie przysłowie?
Co miesiąc, w okolicach jego połowy, po akcji pobieranie*, która pożera nam większość miesięcznej dawki nerwów zaczynam budzić się w nocy i krążyć po pokoju, po kuchni, sprzątać, prasować, po wielkiemu cichu, co by nie obudzić lokatorów sypialni.
Co by było gdyby życie Ani wewnątrz mego brzucha trwało dłużej? Oj wyobraźni pracuje.
Potem jest poranek, mądrzejszy na szczęście od nocy. Już powtarzam sobie, że przecież będzie dobrze i czekam do popołudnia, do wizyty w laboratorium.

* Akcja rozpoczyna się o 5.00 we wtorki w środku miesiąca. Problemem nie jest to, co trzeba pobrać w laboratorium, ale to, co musimy pobrać w domu i dostarczyć tam sami. No powiedzmy, bo przecież trzymanie ruchliwego, płaczącego dziecka to pikuś nie!? No rzesz...

poniedziałek, 16 stycznia 2012

SPEŁNIENIA WSZYSTKIEGO, O CZYM MARZYŁAŚ DZISIAJ PRZY
29 ŚWIECZKACH
MĘŻU I TATO
STO LAT, BYLE Z NAMI!

piątek, 13 stycznia 2012

praca to nie wszystko?!

Byłam. Przeczytałam. Wkurzyłam się, ale
podpisałam.
Oj, to nie był mój dzień, oj nie.


Hurra, hurra, hurra. Od jutra zaczynają się ferie zimowe :)))))))))). Przez dwa tygodnie będzie panował tylko święty domowy spokój!

wtorek, 10 stycznia 2012

Zwykły spacer poranny, dzisiejszy. Na ulicy jeszcze albo już pusto.
Brzdęk, spadło szkło z moich okularów, to nowe super cienkie i super lekkie i dlatego takie drogie.
Jak je znaleźć, nie widząc na jedno oko? Kto nosi okulary pewnie kojarzy taką sytuację: szukasz okularów choć wiesz,że bez nich na nosie niczego nie znajdziesz. Nie ruszam się, bo jeszcze nadepnę. Starszy Pan mi pomógł, znalazł i wytarł szkło.
- To niemożliwe, na pewno okulary Pani gdzieś rzuciła - stwierdził Pracownik salonu optycznego podczas naprawy - nigdy mi się to nie zdarzyło. Bo kobiety to zawsze coś...
Mnie też nie.
Na szczęście Córka, informująca otoczenie, że jest już za bardzo głodna, powstrzymała go od dokończenia wypowiedzi.
Na dodatek Szef i Księgowa wzywają na rozmowę. Stawię się, a jakże. Tylko dlaczego się tak denerwuję?

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Minął rok, wczoraj.
Rok odkąd powiedziałam, żeby ten rok nie był taki jak Nowy Rok. Jeszcze nie wiedziałam jaki prezent dostaniemy.
Radość, szok, przerażenie i dużo śmiechu, wszystkiego po trochę.
Mówiłam, byłam pewna, że nie dam rady, a potem jednak dawałam.
Przez jego znaczną część nie mieszkałam w domu. Nie kupiłam osobiście wyprawki, łóżeczka, wózka(chyba, że mms-y wysyłane przez Męża można zaliczyć jako wybór).
Nigdy nie bałam się tak bardzo o to, co będzie.
Przez żadne inne 365 dni nie zjadłam tylu lodów śmietankowych, żelek i nektarynek ;), nie posiadałam też takiej kolekcji piżam.
Nigdy, odkąd jestem dorosłą osobą, nie byłam tak uzależniona od pomocy innych.
Uczyłam się pokory.
Dowiedzieliśmy się, co to strach o Dziecko i bezradność.
Dobrze, że ten rok się skończył.
Dobrze, że był.