piątek, 31 sierpnia 2012

To Ty siedzisz w domu?

To pytające stwierdzenie słyszę co jakiś czas z ust bliższych lub dalszych znajomych, rodziny. Po czym następuje ubolewanie rozmówcy nad moimi zmarnowanymi latami studiów* (jedna  koleżanka stwierdziła nawet, że ona wiedząc, że będzie miała dzieci nie bawiła się w studiowanie - cieszę się niezmiernie, że miała taka świadomość mają osiemnaście lat ;)) ponoć zmarnowaną karierą (cokolwiek to oznacza) itp.
Kiedyś tłumaczyłam mając irracjonalne poczucie winy. Teraz, po pięciu miesiącach od zakończenia urlopu macierzyńskiego, kiwam tylko głową po której nieznośnie kręci się  odpowiedź:: tak! i niedługo od tego siedzenie dostanę odcisków na .....(części ciała służącej do siedzenia). 
Kiedy myśli o minionych latach stają się bardzo nieznośne przypominam sobie pewien kwietniowy dzień, gdy rano przed komputerem zawalona dokumentacją techniczną (ja na prawdę bardzo lubiłam swoją pracę) robiłam tą bliżej niesprecyzowaną karierę zawodową (bo ja przecież ze wszystkim sobie poradzę co to za problem pracować w ciąży) a za parę godzin leżałam zaprzyjaźniając się z fenoterolem i bojąc się ruszyć nawet ręką, żeby nie stracić tego co najważniejsze.
Liczę do dziesięciu, stu, tysiąca i wracam do swoich spraw. A o mechanicznych zawiłościach dalej opowiadam, ale teraz Córce :).


* jeżeli domowy budżet to wytrzyma mam w planach kolejne :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz