Piękny zimowy wieczór: termometr monotonnie wskazuje -10, a mnie zielono jest: gorąca zielona herbata parzy dłonie przez wielki zielony kubek, a mięciutka, ciepła, ogromna zielona bluza szanownego męża Adama grzeje plecy, a na dokładkę jeszcze wielkie puchate, mocno jaskrawe, zielone skarpety ech...byłoby tak cudownie,
gdybym jeszcze zamieniła zieloną bluzę na ciepłe plecy jej właściciela,
ale przecież wykresy radarowe spoglądają tak złowrogo z monitora, przypominając o nadchodzących ciężkich dniach...
a niech tam i tak zielono mi :).
piątek, 22 stycznia 2010
niedziela, 17 stycznia 2010
wtorek, 12 stycznia 2010
czwartek, 7 stycznia 2010
wolny dzień
Jeden wolny dzień, a wystarczy żeby nie mieć worków pod oczami i nagle okazuje się też, że ziemisto biały kolor nie jest naturalnym kolorem mojej cery.
Jeszcze tylko wizyta u fryzjera i mogę jutro wracać do pracy jako nowo narodzona.
Tylko niech jeszcze mąż wyda parę ochów i achów o mojej nowej fryzurze i będzie jeszcze lepiej.
Jeszcze tylko wizyta u fryzjera i mogę jutro wracać do pracy jako nowo narodzona.
Tylko niech jeszcze mąż wyda parę ochów i achów o mojej nowej fryzurze i będzie jeszcze lepiej.
Subskrybuj:
Posty (Atom)