piątek, 30 lipca 2010

Ja tonę

w papierzyskach, dokumentach, księgach, segregatorach, kartach typu.
No rzesz ja pier...(o przepraszam, zagalopowałam się) jak uporządkować dokumentację, która powstała jeszcze przed moim urodzeniem!!!

Nawet mocna kawa nie pobudza mnie dzisiaj do życia.
Ja chcę nad morze. Chcę i już!!!

No rzesz ja...(ups) chcę mieć wakacje!!!

wtorek, 20 lipca 2010

przez okulary

Przez okulary mój świat jest pełen barw, kolory wyraźne, a litery w książce nie są jednym zielonkawym ślaczkiem (nie mam pojęcia dlaczego bez okularów widzę inne kolory niż rzeczywiste). Niestety moje dwa szkiełka ostatnio sporo przeszły (ze spuszczeniem w toalecie włącznie) i oczy wgapione w monitor przynajmniej przez 8 godzin dziennie odmawiają współpracy z właścicielką.
Decyzja podjęta, dzisiaj (wrrrrr, brrrrrrrr, o cholera) okulista i optyk. Mąż pod rękę, przyjaciel pod telefonem i ruszam - nie możliwe jest przecież wybranie samodzielnie ładnych okularów, gdy się ich na nosie nie posiada
(kto nosi ten zrozumie :))

czwartek, 15 lipca 2010

koniec...

One towarzyszyły mi zawsze, w chwilach dobrych i złych,
na wagarach, na wakacjach u dziadków, na zakończenie roku szkolnego,
ale przecież już połowa lipca...
W upale, ostatkiem sił przybyło pogotowie truskawkowe i próbowałam ratować się domowym świeżym dżemem i musem, ale to na nic - moje truskawki na rok odeszły.

Szanowny mąż Adam próbuje leczyć moje zgryzoty za pomocą nektarynek i lodów waniliowych.

Już zawsze zapach truskawek rwanych z krzaczka będzie mi się kojarzył z nadchodzącym latem, wakacjami, wolnością i jeszcze ten niepowtarzalny zapach dżemu
gotującego się w babcinej kuchni...

poniedziałek, 12 lipca 2010

ciągle upał

To był piękny weekend. Pełen radości, słońca, zabaw i zimnej wody, a wieczorem zimnego alkoholu :).
Niestety, dzisiaj jest poniedziałek, dzisiaj jestem w pracy, a od upału prasują mi się fałdy mózgowe. Jeżeli taka pogoda utrzyma się nadal, to pod koniec lipca będę gdakała i dziobała ziemię a szanowny mąż Adam będzie musiał zakupić jakieś ziarenka i poświecić swój wakacyjny czas na budowanie małej grzędy w salonie.

środa, 7 lipca 2010

wstępuję do klubu AT

Nazywam się ESZ i jestem T R U S K A W K O H O L I K I E M

piątek, 2 lipca 2010

week END

Koniec najcięższego tygodnia pracy (oby) w moim życiu pracownicy.
Nigdy nie zostanę pracoholikiem.
Nie potrafię pracować przez 11 godzin i nie dostać ataku głupawki i nie myśleć o wolnym weekendzie.
Z radością niemożliwą do opisania zamknęłam drzwi do pokoju nr 13 i powłócząc nogami udałam się do domu.
Najpierw przeprowadzka w pracy - latające kartki, zagubione dokumenty, wynoszenie, przenoszenie biurek, książek, komputerów i UPAŁ, WIELKI UPAŁ.
Potem dom, który już domem naszym nie jest.
Kartony, torby, plecaki - ciężko jest spakować dziewięć miesięcy życia małżeńskiego do kartonów i UPAŁ, WIELKI UPAŁ.

Muszę odreagować, a pomysłów brak.

I WCIĄŻ UPAŁ, WIELKI UPAŁ