poniedziałek, 6 sierpnia 2012

co było, gdy mnie tu nie było

Był lipiec, a jak lipiec to zmartwienia. Na szczęście nie TAKIE jak w ubiegłym roku, ale główna ich bohaterka się nie zmieniła. Najpierw była jedna, bardzo niegroźna diagnoza, potem druga uzupełniająca tą pierwszą, a na koniec trzecia, po której zapomnieliśmy gdzie jest zaparkowane nasze auto. Każda z diagnoz poprzedzona była kilkoma wizytami lekarskimi i badaniami (o których lepiej zapomnieć), cud, że panie rejestratorki nie chciały się w końcu na kawę z Adamem umówić (ja bym tak zrobiła), a Ania nie mówi ciociu/ wujku do lekarzy (o wokabularzyku naszej Córki wspomnę kiedy indziej). Po tych wydarzeniach pozostał nam kac, że nie zauważyliśmy, że zapomnieliśmy, że na Anię trzeba bardziej uważać, że tak przyzwyczailiśmy się do normalności.
W między czasie musieliśmy jeszcze ogarnąć drobną kwestię - jak pomieścić w naszym dwupokojowy mieszkaniu osób sześć, w tym ruchliwą ośmiolatkę, niemowlaka z wyraźnym ADHD w częstotliwości przemieszczania i jednego dorosłego wyłącznie niemieckojęzycznego. Było ciekawie (zwłaszcza w kolejkach do łazienki) i mimo wszystkich niedogodności radośnie.
Już jest sierpień, drugi, ostatni miesiąc tegorocznych wakacji,  korzystamy więc:


A już za chwilę, już za momencik wakacyjny wyjazd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz