środa, 14 marca 2012

6 miesięcy i 6 dni

Nie chciałam być już w takiej sytuacji. Było mi dobrze za moim biurkiem, z moimi papierzyskami. To zachciało się.
A teraz czekają mnie rozmowy kwalifikacyjne, jakieś konkursy, etapy, cv, listy motywacyjne. Zachciało się, to teraz mam.

A teraz niech mi ktoś wytłumaczy o co chodzi z tym urlopem wychowawczym, czy jak ostatnio się dowiedziałam "siedzeniem" w domu z dzieckiem ;).
Kiedy w styczniu, podczas mojego wychodnego na kawę z Ciotką Anką, Mąż lansował się z wózkiem po osiedlowych alejkach zaczepiła go nasza WSZYSTKOWIEDZĄCA sąsiadka mama ślicznej 1,5 rocznej dziewczynki. Po pierwszych grzecznościach przeszła od razu do wyjaśnienia kwestii mojej nieobecności przy tymże wózku. Po wyjaśnieniu, że przyzwyczajamy Anię stopniowo do mojej nieobecności, bo za parę tygodni wracam do pracy wypaliła: i co tak dziecko samo zostanie na pastwę losu, ale skoro żona pracę woli.
Taaa. Bo przecież zostawię Córkę w łóżeczku i wyjmę po 8 godzinach. No może jeszcze zostawię jej kilka pieluch na zmianę i butelek mleka, a poza tym do pracy to wszyscy tak dla przyjemności chodzą.
Sąsiadka przez pewien czas przestała mówić mi dzień dobry ;).
Nadszedł marzec. Wtorkowy poranek, ta sama sąsiadka, ale operatorem wózka jestem ja.
"Pani jeszcze nie w pracy" - zaczęła od razu bez wstępu. Krótko wyjaśniłam, że najbliższe tygodnie spędzę z Anią. "To stać Państwa na taki luksus?" - pokręciła głową nad wózkiem.
Wracam do pracy źle, nie wracam też źle.
Popołudniu miałam nieszczęście spotkać tę samą sąsiadkę i dostać reprymendę w kwestii żywienia Córki, ale o tym może innym razem. Wytrzymacie jeszcze jedną opowieść o sąsiadce?

2 komentarze:

  1. Dawaj jeszcze jedną opowieść - pośmiejemy się razem ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Unikaj tego babsztyla lub jej do słuchu powiedz, ja przeczytałam tylko fragment, a juz mam piane na ustach. Sobie bym tak nie pozwoliła. Nie jest ani Twoją przyjaciółką, ani matką żeby non stop mieć do Ciebie pretensje.... Trzym się

    OdpowiedzUsuń