wtorek, 6 grudnia 2011

Trzy lata temu w godzinach wieczornych stałam się posiadaczką guli w gardle, nieco wilgotnych oczu i statusu narzeczonej, co było dla mnie niesamowitym zaskoczeniem (pewnie dlatego tak miło, pomimo okropnej zamieci i mrozu, wspominam tamten wieczór).
Ach ten szósty...

W tym roku zaspałam, zapomniałam napisać list do Mikołaja. Pewnie ma to jakiś związek z bujnym nocnym życiem prowadzonym od kilku dni przez Córkę. On jednak przyjechał, ale zamiast sani pod oknami stanął srebrny wóz z którego wysiadł brzuchaty człowiek z siwą brodą (może nie aż tak długą jak w książkach). Świat idzie do przodu, w kwestii prezentów też. W ubiegłym roku od tego brodacza dostałam wielkiego czekoladowego mikołaja, w tym ogromne paczki pieluch w gatunku ostatnio preferowanym przez Córkę, ach życie. Do Anki też przeszedł Mikołaj - z powodu niecierpliwości matki już parę dni wcześniej ;). Dostała kurnik. Biedne dziecko, od początku z wariatami.





Wiecie może, czy szanowny Święty przyjmuje jeszcze jakieś listy last minute, bo kilka życzeń mam?

1 komentarz:

  1. Na pewno przyjmuje ;)

    A kurnik świetny, widać, że przypadł samej zainteresowanej do gustu ;)

    OdpowiedzUsuń