czwartek, 8 grudnia 2011

3 miesiące

temu w pewnym szpitalu trwały właśnie energiczne poszukiwania anestezjologa (doszło nawet do słów powszechnie uważanych za obelżywe). Adam trzymał mnie za rękę i opowiadał wszystkie możliwe dowcipy, niecenzuralne też. Lekarz, spożywając obok mnie sernik, tłumaczył neonatologowi, że Adam zasłużył żeby czekać na mnie w tym miejscu i bez względu na wszystko zobaczyć od razu Anię. Ja marzyłam tylko aby to wszystko nareszcie się skończyło, no i jeszcze o tym serniku, bo tak pięknie pachniał.

3 miesiące, 1/4 roku, 4,5 kg i w końcu rozmiar 56, mamy naszą Ankę (ze względu na nocne koncerty obecnie zwaną Piszczałką). Nie wiem, czy kiedyś przestanę uważać ją za największy cud jaki nas spotkał.

3 komentarze: