Powolutku przemykam kilka razy dziennie niebiesko-pomarańczowym korytarzem już samodzielnie i w końcu po szesnastu dniach wolna od przyjaciółki kroplówki i z ledwością powstrzymuję się przed wpadnięciem w radosny galop. Jest lepiej i gdzieś na horyzoncie pojawiła się wizja powrotu do domu, o czym zapewnił mnie lekarz, zwany przeze mnie i męża pomysłowym Dobromirem.
Póki co zamieszkuję z książkami, laptopem, misiami Haribo i nektarynkami apartament na I piętrze szpitala wojewódzkiego a za oknem mam taki widok:
Podczas gdy żona napawa się sunącymi chmurami szanowny mąż Adam wakacyjnie spełnia się jako Bob Budowniczy tworząc pokój dla córki.
o rzesz... Ale jesteś dzielna :)
OdpowiedzUsuńTrzymaj się kochana :)
iza./kobieta
Trzymam kciuki. Solidarnie :) A młodzież niech grzecznie czeka na SWOJĄ kolej i nie wymyśla!
OdpowiedzUsuńNo właśnie, niech się córa nie śpieszy, bo pokój nie gotowy :) Trzymkaj się :)
OdpowiedzUsuń