poniedziałek, 21 marca 2011

i stało się

Po raz kolejny chowam, pakuje, zaklejam i pod nosem przeklinam.
Oj bardzo przeklinam.
Zmieniamy miejsce zamieszkania.
Jesteśmy zmęczeni blokowymi betonami, kasetonami na sufitach (kto wymyślił takie paskudztwo) i boazerią nawet w kuchni i łazience.
O przeprowadzce zadecydował mąż (a raczej o opuszczeniu tego cholernego, paskudnego mieszkania), podczas mojej chwilowej ten tego nieobecności.
Z wyborem poczekał aż opuszczę szpital. Przy formalnościach z udawanym zrozumieniem kiwałam tylko głową.
Przecież wiem, że to są zmiany na lepsze, że tam będzie lepiej i nam, i temu paro centymetrowemu ludzikowi, że przeprowadzka z TAKĄ ekipą pójdzie sprawnie, że tym razem zabezpieczę talerze ;P,
ale jednak ...

4 komentarze:

  1. Kasetony to jakieś nieporozumienie ludzkości :)
    Buziaki dla Ciebie i Ludzika! I pisz częściej NO!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli to zmiana na lepsze, to tylko się cieszyć. Przeprowadzki są męczące, ale później będzie lepiej. Tylko Ty się nie przemęczaj! Mam nadzieję, że już wszystko dobrze po wyjściu ze szpitala.

    OdpowiedzUsuń
  3. -->w sukience - no! będę pisać :) obiecuję. Dla Ciebie tez duże buziaki
    -->Amaratta - podczas przeprowadzki mam być "od trzymania drzwi". Z ludzikiem wszystko ok, ze mną było trochę gorzej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tylko nie dźwigaj ! U nas, jak byłam w ciąży, wyszedł spontanicznie remont... Takie uroki ;) Będzie dobrze :)

    OdpowiedzUsuń