wtorek, 11 stycznia 2011

Jakby to ładnie napisać. Hmmm
Od kilku tygodni zajmuje się chorowaniem. To nowość dla mnie. Wiem już, że istnieją takie ciekawostki jak powikłania, efekty uboczne, czy jakieś tam działania niepożądane ;). To minie, ale jest upierdliwe.
W miniony weekend włączyłam opcje bunt!
Nie leżałam, nie piłam tylko słabiutkiej herbatki z cytryną i nie chodziłam opatulona w kilka warstw odzieży + koc i ewentualnie termofor (z mojego pięknego czerwonego "babciowego" termoforku proszę się nie śmiać) a zażywanie medykamentów ograniczyłam do niezbędnego minimum.
I odpoczęłam.
Do upadłego śmiałam się z opowieści, najczęściej zaczynających się od: a pamiętasz jak... , grałam w skrable, makao i poszłam spać barrrdzo późno z lekkim szumem w głowie i myślą jak w naszym mieszkaniu zmieściło się tyle osób.
W sobotni poranek leżałam z książką i kawą w wannie pełnej piany z wiśniową nutą (niespodzianka szanownego męża Adama)
W towarzystwie Mojej Ulubionej Sześciolatki spędziłam niedzielę, zgłębiając historie zerówkowych miłości :) i nieprzyzwoicie objadałam się prażonymi migdałami, a wieczorem przytulona do męża, ubrana w jego grubą, zieloną bluzę spokojnie zasnęłam.

A w poniedziałek w końcu wróciłam do pracy, do moich papierzysk, pokornie zażywam leki, a dzisiejszego popołudnia zajmuję się stertą mężowych koszul śpiewając: "więc chodź wyprasuj mój świat..."

I czekam na wiosnę, urlop i .....
kto wie, co się jeszcze wydarzy.


*w pisaniu też obiecuję poprawę - na wszelki wypadek dodaję małym drukiem

2 komentarze:

  1. Nie mogę iść wcześniej. Musi mi minąć, że tak powiem okres rekonwalescencji - tzn. musi mi się wszystko zagoić, bo podczas badania mi jeszcze coś uszkodzi. Na wypisie ze szpitala było, że za 4 dni kontrola. Pozostały jeszcze 2 tyg.

    OdpowiedzUsuń
  2. nie dni a 4 tygodnie miały być

    OdpowiedzUsuń