poniedziałek, 6 grudnia 2010

Od kiedy przestałam być uważana w rodzinie za dziecko powiedzmy, że więżące w Świętego Mikołaja i kiedy w okolicach szóstej rano prezenty przestał przynosić potężny brodacz pachnący poranną kawą (bynajmniej o imieniu Mikołaj), zaczęłam temuż brodaczowi wpychać listy do kieszeni płaszcza (tej, w której nosi papierosy - 100% pewności, że rano znajdzie ;)). Życzenia były różne:
Kochany Mikołaju przynieś mi grafitowe zamszowe kozaki, wyprodukowane przez..., stojące w sklepie X, na półce Y (jeszcze kilka szczegółów, co by się Mikołaj nie pomylił) i kosztują bardzo, ale to bardzo mało.
lub (w przypadku śniegu/deszczu i wykładów o 7.30)
Kochany Mikołaju, w związku z planowanym zaspaniem na wykład, uprasza się Mikołaja o pojawienie się 6 grudnia na parkingu o godzinie 7.15. Zamiast reniferów proszę przyprowadzić konie mechaniczne.
W tym roku, list spoczął w kieszeni innego Mikołaja i ... ciekawe, czy przyniesie, już nie takie proste prezenty.
Dwa lata temu przyniósł :). 6 grudnia, podczas okropnej śnieżycy zapytał, czy chciałabym zostać z nim do końca życia.
Jak myślicie, co zrobiłam??

3 komentarze:

  1. zostałaś Panią Mikołajową :)
    jak Twoje samopoczucie droga Esz?

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj Kochana tajemnicza jestem bo po prostu nie chcę zapeszyć ;)

    OdpowiedzUsuń