Znacie pewnie takie przysłowie?
Co miesiąc, w okolicach jego połowy, po akcji pobieranie*, która pożera nam większość miesięcznej dawki nerwów zaczynam budzić się w nocy i krążyć po pokoju, po kuchni, sprzątać, prasować, po wielkiemu cichu, co by nie obudzić lokatorów sypialni.
Co by było gdyby życie Ani wewnątrz mego brzucha trwało dłużej? Oj wyobraźni pracuje.
Potem jest poranek, mądrzejszy na szczęście od nocy. Już powtarzam sobie, że przecież będzie dobrze i czekam do popołudnia, do wizyty w laboratorium.
* Akcja rozpoczyna się o 5.00 we wtorki w środku miesiąca. Problemem nie jest to, co trzeba pobrać w laboratorium, ale to, co musimy pobrać w domu i dostarczyć tam sami. No powiedzmy, bo przecież trzymanie ruchliwego, płaczącego dziecka to pikuś nie!? No rzesz...
Co jest z malutką?
OdpowiedzUsuńWysłałam Ci maila.
UsuńCo by było ? Nic. Pewnie byłoby inaczej, ale kto powiedział, że lepiej ? Macie siebie i to jest najważniejsze :)
OdpowiedzUsuń