poniedziałek, 16 listopada 2009
cicho i spokojnie
Mijał weekend. Szanowny mąż z szanownym bratem mym postanowili zwiedzać wszystkie okoliczne lasy i wzniesienia. Ukochane M. zostało z najlepszą ciocią (przynajmniej ona tak twierdzi). Dzięki temu mogłam przypomnieć sobie to, co do niedawna wypełniało mi dni: budowanie domków dla lalek, rysowanie, pisanie dziwnie brzmiących wyrazów, robienie buziek z warzyw, czytanie bajek i oczekiwanie: ja na szanownego męża a M. na tatusia. Jedno się niestety zmieniło: pytanie o mamę, bo no rzesz tit ja tit, jak wytłumaczyć, że mamy nie ma i nie będzie, bo nie, bo nikt nie może podać sensownego powodu. No rzesz TIT, to za dużo na ciotkową głowę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz