Jakby to ładnie napisać. Hmmm
Od kilku tygodni zajmuje się chorowaniem. To nowość dla mnie. Wiem już, że istnieją takie ciekawostki jak powikłania, efekty uboczne, czy jakieś tam działania niepożądane ;). To minie, ale jest upierdliwe.
W miniony weekend włączyłam opcje bunt!
Nie leżałam, nie piłam tylko słabiutkiej herbatki z cytryną i nie chodziłam opatulona w kilka warstw odzieży + koc i ewentualnie termofor (z mojego pięknego czerwonego "babciowego" termoforku proszę się nie śmiać) a zażywanie medykamentów ograniczyłam do niezbędnego minimum.
I odpoczęłam.
Do upadłego śmiałam się z opowieści, najczęściej zaczynających się od: a pamiętasz jak... , grałam w skrable, makao i poszłam spać barrrdzo późno z lekkim szumem w głowie i myślą jak w naszym mieszkaniu zmieściło się tyle osób.
W sobotni poranek leżałam z książką i kawą w wannie pełnej piany z wiśniową nutą (niespodzianka szanownego męża Adama)
W towarzystwie Mojej Ulubionej Sześciolatki spędziłam niedzielę, zgłębiając historie zerówkowych miłości :) i nieprzyzwoicie objadałam się prażonymi migdałami, a wieczorem przytulona do męża, ubrana w jego grubą, zieloną bluzę spokojnie zasnęłam.
A w poniedziałek w końcu wróciłam do pracy, do moich papierzysk, pokornie zażywam leki, a dzisiejszego popołudnia zajmuję się stertą mężowych koszul śpiewając: "więc chodź wyprasuj mój świat..."
I czekam na wiosnę, urlop i .....
kto wie, co się jeszcze wydarzy.
*w pisaniu też obiecuję poprawę - na wszelki wypadek dodaję małym drukiem
Nie mogę iść wcześniej. Musi mi minąć, że tak powiem okres rekonwalescencji - tzn. musi mi się wszystko zagoić, bo podczas badania mi jeszcze coś uszkodzi. Na wypisie ze szpitala było, że za 4 dni kontrola. Pozostały jeszcze 2 tyg.
OdpowiedzUsuńnie dni a 4 tygodnie miały być
OdpowiedzUsuń