środa, 4 sierpnia 2010

Może morze

powiedziałam w czwartek, głośniej powtórzyłam w piątek i......
w sobotę, bardzo późnym wieczorem niebieski autobus powiózł nas nad morze.
Ośmiogodzinna podróż autobusem nie należała do najciekawszych elementów wyprawy, zwłaszcza dla moich towarzyszy o wzroście powyżej 1,80 m - ja przy 1,60 m jakoś dałam radę.


zupełnie nie rozumiem dlaczego o szóstej rano nikt (oprócz wspaniałej trójki) nie pływał promem :)





Była poranna, pusta plaża, zimne morze



i spacery, zbieranie muszelek, gofry z bitą śmietaną i malinami, kamienie wbijające się w stopy, wiatr spokojnie rozwiewający włosy. Nigdzie nie biegłam, nie zbierałam dokumentów, nie musiałam trzeć zmęczonych oczu





oglądanie ogromnych statków i delektowanie się marzeniami, które przypłynęły razem z nimi





i zachód słońca zapowiadający tylko dobry dzień


dobrze, że w moim życiu pojawiły się te dwie osoby, bez nich nie byłoby takich chwil.

4 komentarze:

  1. to był super wyjazd, koniecznie musimy go powtórzyć

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, też tego potrzebuję, kocham morze, woda mnie napawa spokojem, a zapach morza, szum fal, piasek pod stopami sprawia, że nie trzeba mi już nic więcej :) Choć ja wolę pociąg, autobus na trasach dłuższych niż 4h strasznie mnie męczy.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. no i super :):)
    daawno nie byłam nad Polskim morzem, może kiedyś... ;)

    kobieta/kobietaimezcznyzna.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. A kto mnie weźmie nad morze??? :)

    OdpowiedzUsuń